niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 13.

Stałem przy ścianie z opartym o nią czołem. Wciąż waliłem w nią dłońmi, a z moich oczu płynęły niekończące się strumienie łez.Przez całe moje życie nie przepłakałem tyle, ile w ciągu tamtych paru minut. Nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że to już koniec. Przecież to miał być dopiero początek. Początek naszego wspólnego życia. Początek prawdziwego, cholernego szczęścia!

- proszę pana? - usłyszałem za sobą głos jednego z lekarzy. Podniosłem głowę i przetarłem twarz. Kiedy się odwróciłem, mężczyźni wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem. - proszę się uspokoić. - uśmiechnął się nagle. Mam się uspokoić? w takiej sytuacji?! - nie dał mi pan dokończyć. - uniosłem brew, spoglądając to na jednego, to na drugiego mężczyznę.

- panna Alex żyje. Jest tylko w bardzo złym stanie. - rzucił drugi z nich. Mówił coś jeszcze, jednak ja już przestał rejestrować to co dzieje się wokół mnie. Wbiegłem do sali i od razu pognałem do łóżka dziewczyny. Leżała z zamkniętymi oczami, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała powoli. Zasnęła. Musiała być wykończona tym wszystkim co się wydarzyło. Przystawiłem krzesło i siadając, wciąż wpatrywałem się w jej twarz. Chwyciłem delikatnie wciąż bladą dłoń dziewczyny i nachyliłem się, całując jej zewnętrzną stronę.

- nigdy więcej mnie tak nie strasz. - wyszeptałem. 
- Harry? - usłyszałem nagle cichy szept. Uniosłem głowę, tym samym spotykając się z jej czekoladowymi oczami. - cześć. - rzuciła cicho i posłała mi swój piękny, nikły uśmiech. Ścisnąłem delikatnie jej małą dłoń i nachyliłem się nad jej czołem. Musnąłem je ustami i wróciłem do poprzedniej pozycji. 

- jak się czujesz? - spytałem.
- teraz już o wiele lepiej. Ale..dlaczego tu jesteś? Przecież masz na pewno jakieś..
- jestem tam gdzie powinienem być. - przerwałem jej i uśmiechnąłem się. Odwzajemniła gest i odetchnęła cicho.
- jak dobrze, że jesteś.. bałam się..- zaczęła szeptem.
- czego się bałaś? - zbliżyłem się do łóżka, wciąż nie puszczając jej dłoni. 
- bałam się, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Ani moich rodziców, ani dziewczyn.. - mówiła, a ja widziałem jak do jej oczu powoli napływają łzy. Podniosłem się, usiadłem na łóżku i ponownie nachyliłem nad jej twarzą. Ułożyłem dłoń na jej policzku i kciukiem, delikatnie muskałem jej policzek. 
- obiecałem ci, że nie będziesz przechodziła przez to beze mnie. Ja  dotrzymuję obietnic. - wyszeptałem i ucałowałem jej chłodny policzek. 
- dziękuję Hazza. Dziękuję i przepraszam. Ale może naprawdę nie powinniśmy się widywać. - zaczęła, kiedy usiadłem na krześle. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. - jesteś młodym chłopakiem, całe życie masz przed sobą. Nie marnuj go na taką jak ja. - przeszyła mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Czyli nie słyszała tego co jej mówiłem. Nie słyszała jak wyznaje jej miłość. Odetchnąłem subtelnie i uśmiechnąłem się. 


- jesteś głupia Alex. Nie jestem tu, bo muszę. Jestem bo tego chcę. Chcę cię wspierać i chcę cie chronić. - rzuciłem. Jej oczy powiększyły się i sekundę później, spłynęły z nich pojedyncze łzy. Wyciągnęła dłoń w moją stronę. Złapałem ją i po ucałowaniu jej wewnętrznej strony, ścisnąłem delikatnie. 

Przez bardzo długi czas siedzieliśmy w milczeniu. Jednak słowa były zbędne. Patrzyliśmy sobie w oczy i uśmiechaliśmy się. Z każdą minutą, jej skóra nabierała normalnych kolorów, a ja z każdą minutą upewniałem się, że ta dziewczyna jest najbardziej wyjątkową jaką do tej pory spotkałem. Nigdy nie pragnąłem nikogo tak bardzo. Nigdy również, dla nikogo, nie ukazywałem swojej głęboko skrywanej, czułej natury. Jednak ona była warta wszystkiego. Chciałem dać jej to czego zapragnie. Chciałem kochać ją najmocniej i być z nią bez końca. Chciałem sprawiać, by jej śliczny uśmiech nigdy nie znikał z jej twarzy. Jednak najbardziej pragnąłem, by wyzdrowiała. 

Dwie godziny później, w sali pojawili się rodzice Alex, dziewczyny i moi przyjaciele. Znów rumor, hałas, jednak najważniejsze było to, że Alex nie przestaje się uśmiechać. 

~*~

Kolejny miesiąc w szpitalu. Ten jednak miesiąc był inny niż wszystkie dotąd. Nie miałam żadnego ataku, z każdym dniem czułam się coraz lepiej. Lekarze stwierdzili w końcu, że jakimś cudem wyzdrowiałam. Nie całkowicie, ale jest ze mną coraz lepiej. Zlitowali się i pozwolili mi wrócić do domu. Ucieszyłam się, bo tak dawno nie widziałam swojego pokoju, tak dawno nie spałam we własnym łóżku. 

Siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w piękne, zielone drzewa. Uwielbiałam lato. Ciepły wiatr, smagający moją twarz. Przesiadywanie w parku z książką, długie spacery w ciepłą noc. 

- witam panią - usłyszałam niski głos mojego lekarza. Odwróciłam się z uśmiechem. - mam dla pani wypis. - rzucił wesoło i wręczył mi karteczkę. Spojrzałam na nią, wzrokiem szukając daty wypisu.
- o matko, panie doktorze! - krzyknęłam i zeskoczyłam z parapetu. - to najlepszy prezent jaki mogłam dostać. - zawiesiłam się na szyi zdziwionego, lecz uśmiechniętego lekarza. 
- miejmy nadzieję, że już pani do nas nie wróci. Choć wszyscy bardzo będziemy tęsknić. - zaśmiał się, kiedy w końcu się od niego odkleiłam. 
- ja również będę tęskniła. Dziękuję. 
- no dobrze, to do jutra. Muszę lecieć na obchód, a pani niech zaczyna się pakować. - zaśmiał się i machając mi, wyszedł z sali. 

Paręnaście minut później pojawiła się moja mama. Ucieszyła się z wiadomości o moim wyjściu, dokładnie tak jak ja. Skakałyśmy na środku sali i krzyczałyśmy z radości. Czasem mam wrażenie, że moja rodzicielka, zachowuje się jak młodsza siostra. Kiedy w końcu się ogarnęłyśmy, ustaliłyśmy plan na kolejny dzień.

- ale mamo, ja nie chce żadnych prezentów. - rzuciłam kiedy stanęła w drzwiach.
- tak się mówi słonko - uśmiechnęła się do mnie tajemniczo. - dobrze, ja jadę po walizkę, a ty się szykuj. - uśmiechnęła się do mnie i wyszła.

Odetchnęłam głośno i uchyliłam okno. Uwielbiałam kiedy ciepłe, letnie powietrze wpadało do mojej sali. Włączyłam muzykę i zaczęłam wolnymi ruchami składać wszystkie książki, których było naprawdę sporo. 

Nachylałam się właśnie nad ostatnią książką, kiedy usłyszałam szelest. Podniosłam głowę, a moim oczom ukazał się zdziwiony Harry. Uśmiechnęłam się, odrzuciłam trzymaną rzecz i podbiegłam do niego, wskakując mu na ręce. 

- ale powitanie - zaśmiał się, kiedy całowałam jego policzki - co się stało?
- w końcu mnie wypuszczają - rzuciłam radosnym głosem, wplatając palce w jego niesforne loki i bawiąc się nimi. Zacisnął ręce na moich biodrach i przyciągnął najbliżej jak tylko mógł.
 - nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę. - wyszeptał mi do ucha. Całe moje ciało przeszły ciarki, kiedy usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos. Chwilę potem zaczął powoli całować moją szyję, ruszając w stronę okna. 

Usadził mnie na parapecie i stanął pomiędzy moimi nogami. Ukazał swoje  urocze dołeczki, kiedy podnosił moją twarz dłońmi. Ucałował mnie w nos i odgarnął kosmyk włosów opadający na moje czoło. 

- kiedy dokładnie wychodzisz? - spytał, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- jutro z rana. - uśmiechnęłam się. Uwielbiałam kiedy zajmuje się moimi włosami. Zawsze robił to z taką delikatnością. 
- fajnie się składa. - wyszczerzył się i usiadł obok mnie.
- dlaczego? 
- bo jutro moja mała dziewczynka będzie już stara. - zaśmiał się, na co pokazałam mu język. To prawda. Cieszyłam się dwa razy bardziej, bo zaznam wolności akurat w swoje dwudzieste urodziny. 
- dziwne, że pamiętasz. - stwierdziłam w końcu, układając głowę na ramieniu chłopaka.
- dlaczego to takie dziwne?
- bo powiedziałam ci o urodzinach tylko raz, w dodatku bardzo dawno temu. - on wzruszył jedynie ramionami i złapał mnie za rękę. Ucałował ją, po czym splatając nasze palce, ułożył ją sobie na udzie. Odetchnęłam i zmrużyłam oczy. Czyżby moje życie bardzo powoli stawało się normalne? W tamtym momencie czułam radość, błogość i miłość. Jak dobrze, że mam Go przy sobie.


5 komentarzy:

  1. Kurde jak ja bym chciała powiedzieć, że w końcu wszystko zmierza ku dobremu, ale pewnie w twojej główce już rodzi się jakaś akcja, co? :P
    Och! Ale cieszmy się tym co jest teraz,a teraz jest po prostu zajebiście! :D
    To jest dziwne, ale KOCHAM HARREGO! Oczywiści chodzi mi tylko o opowiadanie, żeby nie było!
    Super, że wychodzi już do domu xd już bym chciała wiedzieć co wydarzy się w następnym rozdziale!
    Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Ona żyje!
    Ja już po woli traciłam nadzieję, że ona żyje, a tu taka niespodzianka!
    Nie wierzę, jestem taka szczęśliwa. Jak przeczytałam początek tego rozdziału,
    to zaczęłam piszczeć.
    Do tego z jej zdrowiem, jest coraz lepiej i wraca do domu. Jej! :))
    A Harry, jest przesłodki i taki opiekuńczy... Aww. <3
    Kocham Cię! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli szukasz niepowtarzalnego zwiastunu na swój blog, zajrzyj tutaj:
    http://zwiastuny-na-blog48.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww....
    Jakie słodkie :D
    Tak bardzo się cieszę z ich szczęścia.
    Tylko dlaczego mam złe przeczucia?

    Aha i jeszcze się cieszę, ponieważ Alex żyje!
    A ja tak bardzo się martwiłam.
    Czekam na next.

    Dominika.

    OdpowiedzUsuń