czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 3.

Obudził mnie piękny śpiew ptaków dochodzący z uchylonego lekko okna. Zaraz moment, przecież nic nie otwierałam. Spojrzałam na szafkę obok łózka. Stał na niej koszyk pełen owoców. Kochana pani Storm.

Od rana przychodziły do mnie wiadomości od dziewczyn. Były takie szczęśliwe. Nie mogłam przestać się uśmiechać.  W całym tym chaosie sms’owym nie zauważyłam nawet wiadomości od nieznanego numeru. Zdziwiona odczytałam ją po chwili:

„Przepraszam, że nie wziąłem numeru od Ciebie. Sam nie wiem czemu. Chciałem tylko spytać jak się dziś czujesz? Harry.”

Nie mogłam w to uwierzyć. Która z tych zdrajczyń mu go dała! Poczułam jednak jak coś miłego wypełnia moje serce. Jakieś ciepło. I uczucie jakiego do tej pory nie udało mi się poczuć. Ale nie, nie. To nie było zakochanie. Powiedziałabym raczej, że zauroczenie. Było mi naprawdę bardzo miło czytając owego sms’a. Po długim namyśle w końcu odpisałam.

„Czuję się wyjątkowo dobrze. Dziękuję za troskę. Co u Ciebie słychać? Co u Chłopaków? Alex.”

Zdążyłam odłożyć telefon kiedy do Sali wszedł lekarz z kilkoma praktykantami. No tak, obchód.

***

Dzień zbliżał się ku końcowi, a ja siedząc na parapecie czekałam na Ann. To ona miała mnie dziś odwiedzić. Jednak coś było nie tak. Spóźniała się już 20 minut, co nie było do niej kompletnie podobne. Zaniepokojona napisałam do niej z pytaniem co się dzieję. No tak, mogłam się tego spodziewać. Zagadała się z Niall’em, siedząc gdzieś na mieście. Nie miałam jej tego za złe. Cieszyłam się, bardzo.

Parę minut później dostałam od dziewczyny kolejnego smsa.

„Przepraszam Cię jeszcze raz, ale w ramach wynagrodzenia mam dla Ciebie niespodziankę. Powinna się pojawić za jakieś 10 minut. Czekaj cierpliwie :D buziaki”

Moja ciekawość mnie dobijała. Każda minuta mijała tak cholernie powoli. Wolniej niż każdy spędzony tutaj dzień. O co chodzi z tą niespodzianką?
Nagle usłyszałam pukanie. Po moim zaproszeniu, grzecznie tajemniczy przybysz wszedł do środka. Kiedy ujrzałam gęste ciemne loki moje serce zabiło mocniej. Co on tu robi?

- dzień dobry. A raczej dobry wieczór – rzekł uśmiechając się i podchodząc do mnie.
- co ty tu robisz?
- ale miłe powitanie, nie ma co. – wyszczerzył się
- przepraszam, ale jestem w szoku. Nie powinieneś być teraz z przyjaciółmi? – spojrzałam mu w oczy. O boże, te przyjemne ciarki..
- dzisiaj mamy wolne. Poza tym chyba twoja przyjaciółka obiecała ci niespodziankę – wyszczerzył się ponownie – ale sam siebie nie uznaję za żadną godną zainteresowania niespodziankę – rzucił szybko, drapiąc się po tyle głowy.

A więc to o taką niespodziankę chodziło. Kiedyś ją dorwę.

- bardzo się cieszę, że jesteś – uśmiechnęłam się. – siadaj , miejsca jest mnóstwo – wskazałam na całą salę

Bez namysłu chwycił za stojące niedaleko krzesło i przystawiając je sobie tak by oprzeć się rękami o jego oparcie, usiadł naprzeciwko mnie. Znowu wbił we mnie swoje zielone ślepia.

- jestem brudna? – nie wytrzymałam w końcu. Patrzył zbyt długo.
- nie, nie.. przepraszam. Zamyśliłem się. – odrzekł z zakłopotaniem.
- a mogę wiedzieć o czym tak intensywnie myślisz? – spytałam z ciekawością
- tak naprawdę to o wszystkim. Na przykład o przypadkowych spotkaniach, które mogą przewrócić czyjeś życie do góry nogami..

Opowiadał dalej. Czułam jak dzieli się ze mną kawałkiem swojej duszy. Wsłuchiwałam się w jego słowa jak zahipnotyzowana. Od zawsze wolałam słuchać. Ale ten przypadek był jakiś taki inny.
Jego zachrypnięty głos, jego słowa. To wszystko było dla mnie jak swego rodzaju muzyka. Już wtedy wiedziałam, że uwielbiam go słuchać. A przy okazji wpatrywać się w jego niemalże anielską twarz.

- Alex? – poczułam jakbym budziła się z jakiegoś letargu. – czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zaśmiał się.
- oczywiście. Przepraszam. – rzuciłam, starając się już na niego nie patrzeć. – zdradzisz mi coś? – zmieniłam szybko temat.
- co mianowicie?
- jak One Direction podobały się ich fanki? – wyszczerzyłam się. byłam tego naprawdę ciekawa. Widać było ewidentnie, że każdy z nich polubił bardziej przynajmniej jedną z nich.

W pierwszej chwili nie odpowiedział, tylko starał się powstrzymać od śmiechu gdy w końcu się ogarnął odpowiedział:

- przyznam, że nigdy nie widziałem ich tak zadowolonych.
- to widzę, że nie tylko moje przyjaciółki udało mi się uszczęśliwić – wyszczerzyłam się – a co z tobą?

To pytanie jakoś samo mi się nasunęło na usta.

- co masz na myśli? – spojrzał na mnie z ciekawością
Sama nie wiedziałam co tak naprawdę miałam na myśli. Próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji odpowiedziałam szybko:

- czy ty jesteś szczęśliwy? –wyszczerzyłam się głupio
- dobre pytanie – widziałam jak pogrąża się w myślach. Chwilę potem, wpatrując się we mnie swoimi zielonymi oczami odpowiedział z uśmiechem – myślę, że teraz owszem, jestem.
- dlaczego akurat teraz?
- bo jestem tutaj. – wyszczerzył się, ukazując dołeczki.

Przez chwilę poczułam, że moje serce przeszywa przyjemne ciepło. Jednak chwile potem pytanie nasuwające mi się na myśl zepsuło wszystko. Dlaczego? Co jest takiego fajnego w przebywaniu w szpitalu? I to w dodatku w towarzystwie śmiertelnie chorej.
On jakby czytając mi w myślach, przysunął się bliżej i odparł:

- twoje towarzystwo mnie uszczęśliwia.

Nic już nie odpowiedziałam. Zatkało mnie. Po prostu zatkało. I co ja miałam odpowiedzieć? Przecież to śmieszne. Znamy się dopiero jeden dzień a on wyskakuje z takimi tekstami.

- a ty jak rozumiem nie cieszysz się z mojej obecności? – wyrwał mnie z zamyśleń.
- dlaczego tak myślisz? – odparłam lekko zmieszana
- wywnioskowałem z twojej reakcji na moje słowa – uśmiechnął się.

Boże, niech on przestanie się tak ciągle śmiać! Z każdym jego gestem miałam dziwne uczucie w brzuchu. A na domiar złego za każdym razem czuję, że robię się czerwona.

- w takim razie jesteś w błędzie. Bardzo się cieszę, że ktoś mnie odwiedził – odpowiedziałam w miarę poprawnie politycznie, przynajmniej tak myślałam.
- ktoś.. no nieważne. Ciągle coś gadałem teraz twoja kolej! Powiedz mi co sądzisz o mnie, chłopakach i naszej „twórczości”?– wyszczerzył się wyczekując na moją odpowiedź.
- hm.. myślę, że  wasze piosenki są bardzo fajne, ciekawe. Niektóre śliczne. Nie znam wszystkich, ale jedna, którą pokazały mi dziewczyny, podoba mi się szczególnie bardzo.
- która?
- oczywiście” Little Things”. Szczerze powiedziawszy kiedy jej słuchałam miałam przyjemne ciarki – uśmiechnęłam się. a jeśli chodzi o was samych.. fajni kolesie z was! Tacy normalni, do pogadania. Mega pozytywni.

Zaśmiał się, po czym odgarnął opadające na jego twarz loki. Włosy też ma śmieszne, takie urocze. Dobra Alex, ogarnij i nie myśl już o tym. Sama wiesz dlaczego. Musiałam się skarcić, bo znów poczułam palące policzki.

- cieszę się, że tak nas postrzegasz. Mogę zadać ci osobiste pytanie?
- słucham?
- czy podoba ci się któryś z nas? – po raz kolejny się wyszczerzył, ale ja zauważyłam w jego tęczówkach pewną nieśmiałość i wyczekiwanie.
- PANNO KOWALSKY! Czas na badania – do Sali weszła Pani Storm. Przez chwilę poczułam radość na myśl o badaniach, to było w pewnym sensie wybawienie w tej sytuacji. Nie będę musiała odpowiadać na to, bądź co bądź, trudne i bardzo osobiste pytanie.
- już idę – uśmiechnęłam się do kobiety, po czym powoli zeszłam z parapetu i zwróciłam się do chłopaka.
- przepraszam cię za to. Zapomniałam, że codziennie o tej godzinie mam badania. Było mi miło, że przyszedłeś – wyciągnęłam rękę w jego stronę
- czy to znaczy, że mnie wyrzucasz? – mogłabym przysiąść, że widziałam zawód wyrysowany na jego twarzy.
- oczywiście, że nie ale chyba nie zamierzasz tu na mnie czekać? To trochę potrwa.– skwitowałam podchodząc już do drzwi
- nie szkodzi. Poczekam – uśmiechnął się po czym ruchem ręki wyganiał mnie za drzwi.

- jeśli chcesz – uśmiechnęłam się i ruszyłam powoli za pielęgniarką.

Rozdział 2.

Na szczęście, w moim ulubionym szlafroku zawsze miałam ukrytą paczkę papierosów. Wiem, że nie powinnam palić, ale co poradzę jak to, zaraz po książkach, mój największy nałóg? Ruszyłam powoli, podpierając się ściany, do okna, na końcu korytarza, niedaleko mojego pokoju. Otworzyłam okno, odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się nim. Potem zaczęłam wdychać świeże powietrze, słysząc raz po raz piski dochodzące z mojej Sali. Wychyliłam się przez okno, by dokładnie przyjrzeć się drzewu naprzeciwko, kiedy dobiegł mnie znajomy, kobiecy głos.

- Panno Kowalsky, co pani wyrabia? – odwróciłam się, a tuż za mną stała moja ulubiona pielęgniarka. Pani Storm, urocza kobieta w starszym wieku. Wiele razy mi pomogła, odkąd trafiłam do tego szpitala. Naprawdę bardzo ją lubiłam. – po pierwsze, czemu pani pali? Przecież sama pani wie, że to w pani stanie bardzo niezdrowe! Po drugie  tutaj nie można palić, a po trzecie..

Nie dałam jej dokończyć, wiedziałam co chce powiedzieć. Jestem osłabiona, na dworze jest chłodno, mogę szybko złapać jakieś świństwo. Uśmiechnęłam się do niej jednoznacznie.

- no dobrze. Ale niech mi to będzie ostatni raz – skwitowała i odeszła.

Po raz kolejny wychyliłam się, tym razem wpatrując się w pięknie śpiewające ptaki.

- przepraszam? – usłyszałam za sobą zachrypnięty, męski głos. Tak się wystraszyłam ,że upuściłam papierosa. Odwróciłam się nie ukrywając poirytowania.
- Harry? Co tu robisz?
- a ty? Przecież nie powinnaś palić. – odpowiedział, podchodząc bliżej
- wiem i już miałam wykład na ten temat. Ale to i tak nie ważne, już za późno. – wyjrzałam z żalem za okno.
Uśmiechnął się do mnie znów ukazując swoje słodkie dołeczki.
- czemu nie jesteś ze wszystkimi? – spytałam po chwili
- powiedziałem, że idę do toalety.
- aha, to prosto i po lewo – wskazałam mu drogę
- ale wcale nie chcę do toalety – wyszczerzył się.
- nie rozumiem?
- chciałem sprawdzić jak się czujesz. Tak nagle zniknęłaś – to co widziałam  w jego oczach naprawdę mnie zdziwiło. Piękne zielone ślepia, w których dostrzegłam nutkę zakłopotania i nutkę troskliwości. Zrobiło mi się bardzo miło więc uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam za troskę.

Usiadł na krześle obok mnie i zaczął mi coś opowiadać. Od zawsze miałam podzielną uwagę, więc gdy przyłapałam się na wgapianiu się w jego twarz nie było mi głupio, bo usłyszałam i zrozumiałam wszystko co do mnie mówił.
Opowiadał o sobie, co lubi, jakiej muzyki słucha, jak poznali się z chłopakami, jak mu się podoba w zespole. Cieszyłam się, że chociaż jego życie było szczęśliwe, udane.

- przepraszam, czasami za dużo gadam. – stwierdził, drapiąc się po głowie z zakłopotaniem i wyszczerzając się
- nie ma sprawy. Bardzo lubię słuchać – uśmiechnęłam się.
- a może opowiesz mi coś o sobie? – spytał nagle.

A co ja mam mu niby opowiedzieć? Tak naprawdę ledwo co pamiętam z czasów przed chorobą. Wiem, że minął jedynie rok, ale ból i strach zatarł niemalże całkowicie moje wspomnienia z wcześniejszego, szczęśliwszego życia.

- a co chcesz wiedzieć? –głupie pytanie. Ale zawsze więcej czasu na przemyślenie wszystkiego
- no sam nie wiem. Czego słuchasz? Czy masz jakieś pasje? – zauważyłam, że jakimś dziwnym trafem chłopak się zarumienił, spoglądając mi w twarz.
- słucham praktycznie wszystkiego. Pasje? Książki i taniec. To kocham najbardziej – widziałam, że w jego głowie kotłuję się jeszcze jedno pytanie. I powiem szczerze, że domyślałam się o co chodziło. – chcesz mnie o coś jeszcze spytać? – uśmiechnęłam się by dodać mu trochę odwagi.
- ja.. ym.. – zaczął się plątać, kiedy drzwi mojego pokoju otworzyły się i wypadły z nich moje przyjaciółki i reszta chłopaków. Wszyscy roześmiani od ucha do ucha.


Mimowolnie na moją twarz również wkradł się taki uśmiech. Tak bardzo się cieszyłam, że są szczęśliwe. Że mogłam w swoich ostatnich dniach spełnić ich marzenie. 

Przysiedli się do nas, zadając mi mnóstwo przedziwnych pytań. Ale czułam, że każdego z nich, podobnie jak Harry’ego dręczy jedno pytanie. Nie wiedzieć czemu aż tak bardzo się tego wstydzili. Przecież pytanie o moją chorobę to normalne pytanie. Przecież to ludzka sprawa, tym bardziej ciekawość .

- może się przespacerujemy? – zaproponowałam po chwili ciszy.
- ale Alex przecież ty nie dasz.. nie możesz – rzuciła Ann, rumieniąc się. Uwielbiam jej reakcję na własne pomyłki.
- oczywiście, że mogę. Dajcie mi tylko chwilkę, a się ubiorę. – spojrzałam na dziewczyny znacząco. 

Wiedziały o co mi chodzi.  Kate zniknęła gdzieś na parę minut, po czym wróciła pchając jeden ze szpitalnych wózków.
Chłopaki spojrzeli po sobie z zakłopotaniem. Oni naprawdę byli uroczy, kiedy nie wiedzieli jak się zachować.
Gdy tylko wróciłam ubrana w lekki płaszcz i owinięta ogromną apaszką, którą dostałam od babci usiadłam na wózku, spoglądając na wszystkich.

- przepraszam was, że w takiej formie będę spacerować, ale inaczej nie dam rady. A bardzo bym chciała – posłałam im swój najpiękniejszy uśmiech po czym Kate złapała za rączki i popchnęła mnie do przodu.

Wychodząc z budynku wciąż rozmawialiśmy. Chłopaki opowiadali o swoich trasach, fanach, o tym jak to „męczą się” ze sobą, mieszkając razem. Po tych parudziesięciu minutach wysłuchiwania ich stwierdziłam, że pomimo wciąż rosnącej sławy równi z nich goście. Byłam po cichu dumna, że sodówa im jeszcze nie odbiła.
Wciąż przyłapywałam się na spoglądaniu na Harry’ego. Kiedy tylko się odzywał, opowiadał jakiś dowcip czy wygłupiał się, po prostu musiałam na niego spojrzeć. Musiałam zobaczyć te dołeczki i jego mieniące się zielenią oczy. Przyznam się Wam, że to właśnie jego oczy przyciągały najwięcej mojej uwagi. Nigdy wcześniej nie spotkałam nikogo kto miałby tak intensywny kolor tęczówek.
Ten dzień był naprawdę piękny. Jeden z piękniejszych, jakie przeżyłam przez ten cały rok. A uroku dodawało wzajemne zainteresowanie Ann i Niall’a. widać było, że od pierwszych sekund przypadli sobie do gustu. Oby wszystko potoczyło się jak najlepiej.
***
Dzisiejszego wieczoru kładłam się spać z uśmiechem na ustach. Czułam, że jestem dumna. Sama z siebie. Udało mi się spełnić marzenie moich kochanych dziewczyn. A może coś z tego wszystkiego zakwitnie?
Pierwszy raz od miesiąca nie potrzebowałam żadnych tabletek na sen. Wystarczyła mi pamięć uśmiechu zarówno dziewczyn, jak i , ku mojemu zdziwieniu, Harry’ego. Coś w nim było, co zapierało dech w piersiach.
Teraz mogę umrzeć pełna spokoju. – rzekłam do siebie, po czym usnęłam.

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 1.

Tak jak każdego wieczoru, siedziałam na parapecie i wyglądałam  przez szpitalne okno, w ręku trzymając książkę. Muszę Wam zdradzić, że uwielbiam czytać. Biorę zawsze wszystko co się da i z ogromnym zainteresowaniem wertuję kartki. Bo każda książka opowiada nam inną historię. A każda z nich jest równie piękna i wyjątkowa. Zastanawiałam się kiedyś dlaczego tak uwielbiam czytać. Nie od zawsze tak było. Tak naprawdę lubię książki odkąd trafiłam pierwszy raz do szpitala. To moja ukochana mama, która również uwielbia książki, przynosiła mi po parę egzemplarzy, a ja z braku laku i nudów zaczynałam czytać. Jedna po drugiej. I w taki właśnie sposób codziennie, zakochiwałam się w nich coraz mocniej.

Ale wróćmy do sedna sprawy. To właśnie tego wieczoru, 1 kwietnia 2013 roku przyszedł mi do głowy pomysł, którym mogę odwdzięczyć się przyjaciółką za to wszystko co dla mnie zrobiły. Odkąd pamiętam Ann, Alice, Nicole i Kate były przy mnie. To z nimi dzieliłam te piękne, ale również i smutne chwile.
A propos mojego genialnego pomysłu. Cała czwórka uwielbiała od zawsze pewien zespół. A dokładniej One Direction. Poczytałam trochę o nich, przesłuchałam parę piosenek i muszę przyznać, że wydają się całkiem sympatyczni. Ponieważ, według lekarzy, zostało mi mniej więcej jeszcze pół roku życia, postanowiłam ściągnąć ich tutaj. Tak, do mojego szpitala, by dziewczyny mogły ich poznać. Wiem, że różne gwiazdy odwiedzają swoich fanów, kiedy ci są chorzy. Pomyślałam, że mogę trochę podkoloryzować fakty i poruszyć ziemię i niebo.

Oczywiście musiałam skonsultować się z moją niezawodną mamą, moją piątą najlepszą przyjaciółką. Stwierdziła, że to świetny pomysł i chętnie mi pomoże. Znalazłam wszystko co było potrzebne do skontaktowania się z Ich menadżerem i mama załatwiła resztę.
Po trzech dniach - pamiętam dokładnie, bo tutaj w szpitalu czas leci tak cholernie wolno – przyszła odpowiedź na mojego maila. Odetchnęłam z ulgą kiedy ujrzałam słowa „Chłopaki bardzo chętnie Panią odwiedzą”. Ustaliłam mailowo dokładną datę i godzinę. Byłam niesamowicie szczęśliwa. W końcu mogę się jakoś odwdzięczyć moim ukochanym dziewczynom!
***

Kolejny dzień, kolejne męczące badania. Wciąż te same twarze, mnóstwo chorych i cierpiących ludzi. Rutyna i nuda. Jednakże ten dzień miał być troszkę inny.
Już od tygodnia informowałam dziewczyny, by przyszły koniecznie w ten piątek bo muszę im coś ważnego powiedzieć. Wiem, że to lekkie kłamstwo, ale za to w słusznej sprawie!
Nadeszła godzina 15.30, a za godzinę do szpitala mieli przybyć panowie z One Direction. Dziewczyny jak zwykle niezawodne pojawiły się pół godziny wcześniej. Zasiadły wokół mojego łóżka i przekazywały mi różne plotki z uczelni.

Zanim zachorowałam, zdążyłam pójść na studia. A dokładniej na kulturoznawstwo. Tam poznałam Kate i Alice. Od razu dołączyły do naszej paczki, znającej się od piaskownicy.

W każdym razie po pół godzinie ciągłego gadania i śmiania się usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. To moja mama. Dawała mi znać, że chłopaki już są. Zeszłam z łóżka, co nie było takie łatwe, bo od miesiąca mam niemałe problemy z poruszaniem się i powiedziałam dziewczynom, że idę do toalety. Poczłapałam do drzwi wyjściowych.
Od razu zauważyłam stojącą na końcu korytarza piątkę młodych chłopaków i jednego mężczyznę w średnim wieku. Kiedy mnie ujrzeli szybko podeszli.

- witam, czy pani Alex Kowalsky? – spytał owy mężczyzna
- owszem, dzień dobry – uśmiechnęłam się i podałam mu rękę na przywitanie. Bardzo miły mężczyzna. Choć może wygląd temu przeczy. Ale w życiu nauczyłam się, że nie można oceniać książki po okładce.
- proszę pani.. – zaczął, a ja od razu mu przerwałam
- proszę nie mówić do mnie pani. Czuję się przez to stara – zaśmiałam się i zobaczyłam, że piątka chłopaków odwzajemniła mój gest – po prostu Alex.
- a więc dobrze Alex. Zostawię tutaj chłopaków, jakby co na końcu korytarza czeka ochroniarz. Macie sobie pewnie do pogadania – uśmiechnął się i chwytając moją dłoń ucałował ją, po czym oddalił się w głąb holu.

Dopiero wtedy tak naprawdę spojrzałam na milczącą piątkę, stojącą tuż przede mną. Wszyscy wyglądali na zdenerwowanych. Czułam, że nie wiedzą co mają zrobić, powiedzieć. Jakby się mnie bali.

- cześć – uśmiechnęłam się – miło mi, że przyszliście. Jestem Alex – podałam każdemu po kolei rękę. Ale poczułam, że robi mi się słabo i kiedy podchodziłam do ostatniego z nich, posiadającego burzę loków, osunęłam się delikatnie, łapiąc się za głowę. Ten złapał mnie szybko, opierając o swoją klatkę piersiową i z przerażeniem w oczach usadził mnie na pobliskim krześle.
- w porządku? – spytał – może wezwać lekarza?
- nie, nie trzeba – posłałam mu słaby uśmiech, po czym spojrzałam na resztę. No tak, wszyscy mieli niewyraźne miny. Pewnie się przestraszyli, że zaraz zejdę na ich oczach. – wracając do sedna sprawy. Ściągnęłam was tutaj, bo chciałam zrobić niespodziankę moim przyjaciółkom. Uwielbiają was i od zawsze chciały was poznać – ponownie na nich spojrzałam. Po moich słowach ich twarze rozjaśniły się i pojawiły się na nich lekkie uśmiechy. – no i ja bardzo bym tego chciała – uśmiechnęłam się.
- bardzo chętnie je poznamy – rzucił jeden z nich, bodajże Liam. Reszta mu oczywiście zawtórowała.
- tak więc chodźcie za mną – wstałam powoli z krzesła. A chłopak, który mi pomógł automatycznie chwycił mnie pod rękę. – nie musisz mi pomagać, dam sobie radę. – rzekłam po czym ruszyłam przed siebie.
- tak właściwie to jestem Harry – uśmiechnął się. dopiero wtedy ujrzałam tak naprawdę jego twarz. wcześniej jakoś specjalnie się nie przyglądała, a i na zdjęcia nie patrzyłam zbyt uważnie. 

Miał chłopięcą twarz i śliczne oczy. Zielone, moje ulubione. No i oczywiście te urocze dołeczki. Westchnęłam delikatnie po czym również się przedstawiłam.
Zanim chwyciłam za klamkę, odwróciłam się do nich raz jeszcze:

- ostrzegam was, że one mogą różnie zareagować więc się nie przeraźcie. Poczekajcie tutaj aż was zawołam  – zaśmiałam się, po czym otworzyłam drzwi.
- no nareszcie! – krzyknęła Nicole – ile można siedzieć w kiblu! Już się o ciebie martwiłyśmy
- dziewczyny, chciałabym wam coś powiedzieć – zaczęłam patrząc na ich zdziwione miny. Moje serce rosło na myśl, że zaraz sprawię im taką przyjemność.  – muszę wam kogoś przedstawić. – powiedziawszy to cofnęłam się do drzwi i uchyliłam je lekko.  Odwróciłam się i wyglądając przez nie szepnęłam „wchodźcie”.

Sekundę później do pokoju weszła piątka roześmianych chłopaków. A ja patrzyłam jedynie na twarze przyjaciółek.  Jednej oczy omal nie wyszły z orbit, usta drugiej przybierały formę idealnej literki „o”, trzecia pobladła, a Kate? No tak jak się spodziewałam – zaczęła piszczeć.

- BOŻE! To nie może być prawda.. – odezwała się w końcu Alice
- jak ty.. – zaczęła Ann, ale nie dane jej było skończyć bo podszedł do niej blondyn wyciągając rękę. Domyślałam się, że nogi ma teraz jak z waty. Przecież to o nim non stop mi mówiła. Z resztą, każda z nich wyglądała i denerwowała się tak samo.


W pełni zadowolona cofnęłam się do wyjścia. Chciałam zostawić ich samych. Niech dziewczyny nacieszą się swoimi idolami. 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

wiem, że się powtarzam. Ale mam nadzieję, że kiedy rozwinę historię to będzie o wiele ciekawsza. ;) 
buziaczki!

wtorek, 28 stycznia 2014

Prolog.

Byłam zwyczajną, niewyróżniającą się niczym nastolatką. Przez 19 lat prowadziłam normalne, czasem szalone życie. Jak to dziewczyny w moim wieku. Jednakże pewnego dnia, dokładnie rok temu, dowiedziałam się, że jestem śmiertelnie i potencjalnie, nieuleczalnie chora. Był to dokładnie 1 kwietnia 2012 roku. Paradoksalnie tak zwane Prima Aprillis. Z początku myślałam, że to żart. Jednak szybko okazało się, że na niestety nie. Od tamtej pory byłam ciągana ze szpitala do szpitala. Od dwóch miesięcy moim ”miejscem zamieszkania” jest St Thomas' Hospital i sądzę, że już tak zostanie. I ja i moi rodzice, nie mamy siły na dalsze przeprowadzki. Szczególnie, że moja choroba się rozwija.

Jednak w całym tym nieszczęściu mam naprawdę ogromne wsparcie. Nie licząc oczywiście moich rodziców mam jeszcze cztery przyjaciółki. Są naprawdę niesamowite i to dzięki nim jeszcze nie zwątpiłam, jeszcze walczę. Odwiedzają mnie kiedy tylko mogą, spędzając w szpitalu po parę godzin dziennie. Jeśli nie mogą być wszystkie, to przychodzą na zmianę. Są niesamowite. Naprawdę bardzo je kocham i mogłabym zrobić dla nich wszystko. Właśnie dlatego pewnej samotnej, czwartkowej nocy, spoglądając przez szpitalne okno wpadłam na najlepszy pomysł w moim życiu.

Mam na imię Alexandra Kowalsky i chciałabym opowiedzieć Wam moją historię. 


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że prolog się spodoba i zaciekawi na tyle, byście chciały czytać dalej. ;) 
buziaki.

Hej!

Witam Was!
Postanowiłam odświeżyć pewną historię, którą już kiedyś zaczęłam pisać, a która wciąż plącze się w mojej głowie ;)
mam nadzieję, że spodoba Wam się historia. Liczę na szczere komentarze. Każdy jest dla mnie ogromną motywacją. Chciałabym wiedzieć czy będzie sens dalszego kontynuowania opowieści.
W każdym razie zapraszam do czytania. Niedługo pojawi się prolog. 
Wasza małaW.
buziaki!