środa, 28 maja 2014

Przepraszam.


Wybaczcie, ale znów jestem zmuszona zawiesić bloga na czas nieokreślony. Obiecuję, że jeszcze tu wrócę ze świetnymi rozdziałami w dużej ilości!
Trzymajcie się i przepraszam raz jeszcze. 
buziaczki!

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 14.

Obudziłam się o świcie. Wciąż myślałam o domu i nie potrafiłam wysiedzieć ani minuty dłużej. Kiedy otworzyłam oczy, od razu się uśmiechnęłam. Zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do okna, uchylając je delikatnie. To dzisiaj. W końcu nadszedł dzień wolności. Tak upragnionej i tak wyczekiwanej od parunastu miesięcy. Przeciągnęłam się i wyjrzałam przez okno. Zapowiadał się wyjątkowo piękny dzień. Chwyciłam za przygotowane dzień wcześniej ubrania i kosmetyki. Paręnaście minut później, siedziałam już na łóżku i machając nogami, zastanawiałam się czy na pewno wszystko spakowałam. Czekałam na rodziców i Harry'ego. Nie powiedział mi, że przyjdzie jednak ja byłam pewna, że to zrobi. Na samą myśl o zielonych tęczówkach i niesfornych lokach, uśmiechnęłam się pod nosem.

Niespełna godzinę później, w drzwiach mojego, dotychczas, pokoju stanęli uśmiechnięci rodzice. Podbiegłam do nich i przytuliłam czule. Mama zachowywała się dziwnie, tata jak zwykle. Przyglądałam się rodzicielce ze zdziwieniem.

- to co mała? idziemy! - rzucił mój ojciec, podchodząc do łóżka i zabierając z niego dwie torby, czyli cały mój dobytek. Harolda wzięłam sama. 
- chwilka, a Harry? Myślałam, że przyjdzie.. - spojrzałam na mamę.
- może nie ma czasu. Sama rozumiesz, w końcu to gwiazda. - wyszczerzyła się i objęła mnie ramieniem.
- ale.. - nie dała mi dokończyć, pociągając za sobą. Po drodze do wyjścia pożegnałam się z całym personelem. Wcale nie było mi smutno, że wychodzę i być może już nigdy ich nie zobaczę. Kiedy jednak spotkałam się z moją ulubioną pielęgniarką, poczułam jak z moich oczy spływają pojedyncze łzy. 

- trzymaj się. I uważaj na siebie moja droga. - wyszeptała mi do ucha i uściskała mocno. Pożegnałam się i machając, podążyłam za rodzicami. Wciąż jednak byłam w szoku, że Harry nie przyjechał. Wcześniej pewna, teraz czułam się trochę zawiedziona. Wsiadłam do auta i odetchnęłam. No nic, przecież to nie koniec świata. Mama miała rację, to zajęty człowiek. 

Ruszyliśmy, a ja wyjrzałam przez okno. Obserwowałam powoli znikający budynek szpitala. Na jego miejscu pojawiały się ulice miasta, których tak dawno nie widziałam. Podziwiałam rzekę, przy której jechaliśmy bardzo długi czas. Podziwiałam witryny sklepowe i ogródki kawiarni. Z każdą kolejną sekundą czułam się coraz szczęśliwsza. Tak cholernie długo nie widziałam tych zwykłych, miejskich widoków. Stęskniłam się za nimi. 

- Słonko, co powiesz na małe zakupy? - zaczęła moja rodzicielka, odwracając się do mnie z przedniego siedzenia i uśmiechając.
- w sumie to masz rację. - odwzajemniłam uśmiech - zadzwonię do dziewczyn, może..
- chciałam byśmy poszły we dwie - przerwała mi, uciekając wzrokiem.
- dlaczego? - spojrzałam na nią ze zdziwieniem
- dawno się razem nie bawiłyśmy. Poza tym, muszę ci jakiś prezent kupić.
- ekhm - mój ojciec spojrzał na matkę znacząco
- my musimy. - poprawiła się, po czym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
- nie chcę żadnych prezentów. Ale chętnie z tobą pójdę. - stwierdziłam
- a co powiesz najpierw na jakiś mały obiad? - spytał nagle tata
- oj chętnie. Już nie pamiętam jak to jest mieć w ustach normalne jedzenie. - zaśmiałam się, masując brzuch.

Zatrzymaliśmy się pod jedną, z naszych ulubionych restauracji. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy nie zjadłam obiadu tak szybko i z takim smakiem jak tego dnia. Wszystko było pyszne i wciąż miałam ochotę na więcej. Rodzicie wciąż mi się przyglądali i ledwo powstrzymywali się od śmiechu. Po zjedzeniu, mama wyciągnęła mnie na zakupy, a ojciec miał odwieźć do domu moje rzeczy. Nie miałam pojęcia dlaczego nie mogłam wrócić i sama się rozpakować i odświeżyć. 

Wybrałyśmy się do naszego niegdyś ulubionego centrum handlowego i zaczęłyśmy rajd po sklepach. Szczerze mówiąc już zapomniałam jak męczący jest taki "spacer". Po godzinie, musiałam odpocząć. Zasiadłyśmy więc w jednej z kawiarni i zamówiłyśmy kawę. Kolejna rzecz, za którą tęskniłam, a którą tak bardzo kocham. 

~*~

Nie mogłem spać już od samego rana. Wciąż krążyłem po mieszkaniu, zastanawiając się czy na pewno wszystko dobrze załatwiłem. Wszystko przecież trzy razy dogadałem z dziewczynami. Miałem nawet wrażenie, że już mają mnie po dziurki w nosach. Zorganizowaliśmy wszystko dzień wcześniej. Dziewczyny dostały klucze do domu solenizantki i tam wszystko miało się odbyć. Sam zająłem się wystrojem ogrodu, jednak praktycznie do ostatniej chwili nie miałem kupionego prezentu. Usiadłem na krześle w jej ogródku i oparłem głowę o dłonie. Co wyjątkowego i wartego jej uwagi mogę kupić? 

- co jest? - usłyszałem i podniosłem głowę. Nade mną stał uśmiechnięty Liam i patrzył na mnie pytająco. 
- nie mam pojęcia co jej dać. - rzuciłem zrezygnowany.
- hm.. - usiadł tuż obok i założył palec na brodę. Wiedziałem, że akurat na niego mogę liczyć. Był najnormalniejszy z całej naszej ekipy i mogłem mieć pewność, że nie rzuci jakimś durnym pomysłem. - moim zdaniem powinieneś dać jej coś od serca. - rzucił w końcu.
- no tak, ale co?
- najlepiej laurkę własnoręcznie zrobioną - Louis wyrósł z ziemi, tuż przed nami i szczerzył się jak głupi.
- świetna rada - przewróciłem oczami i schowałem twarz w dłoniach. 
- nie słuchaj go. - stwierdził Liam - pamiętaj, że to nie musi być wcale materialny prezent. - rzucił , klepiąc mnie po plecach. Spojrzałem na przyjaciela, który w tamtym momencie uśmiechnął się do mnie tajemniczo i wstał. 

Przez chwilę patrzyłem w przestrzeń, zastanawiając się co on tak właściwie miał na myśli. W końcu jednak wpadłem na genialny, w moim mniemaniu, pomysł. Podniosłem się w pośpiechu i wybiegłem z ogrodu jak poparzony. 

~*~

Nigdy nie zdażyło się, by to właśnie moja rodzicielka ciągała mnie po sklepach parę dobrych godzin. W końcu dałam jej do zrozumienia, że jestem wykończona i chcę wrócić do domu. Spojrzawszy na godzinę, uznała, że możemy wrócić i zadzwoniła po ojca. Paręnaście minut później ujrzałam w końcu swój dom. Zmrużyłam oczy i odetchnęłam głęboko. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Tuż za mną szli moi rodzice, szepcząc coś do siebie. Spojrzałam na nich pytająco, jednak oni tylko uśmiechnęli się do mnie i pogonili gestem. Weszłam do domu, który okazał się przystrojony. Otworzyłam buzię z wrażenia.

- wejdź do ogrodu. - usłyszałam radosny głos mamy. Odetchnęłam i zrobiłam to co powiedziała. 

Kiedy tylko znalazłam się na zewnątrz, poczułam niesamowite szczęście i szok. Cały ogródek przystrojony był w balony, lampki i inne śmieszne dekoracje. Na środku stały dziewczyny, otoczone przez cały skład One Direction. 

- NIESPODZIANKA! - krzyknęli wszyscy razem. Zakryłam buzię dłonią, a do moich oczu napłynęły łzy wzruszenia. Sekundę później byłam ściskana przez przyjaciółki. Każda z nich niesamowicie szczęśliwa i roześmiana. Potem podeszli do mnie chłopcy. Dokładnie tak samo szczęśliwi i uroczy. Na końcu tuż przede mną stanął Harry. Spojrzałam w górę i od razu spotkałam się z jego niesamowitym uśmiechem. Chwycił moje dłonie i przyciągnął je do swoich ust. Ucałował ich zewnętrzną i wewnętrzną stronę i nachylił się.

- przepraszam, że po ciebie nie przyjechałem. Musiałem wszystkiego dopilnować. - wyszeptał z uśmiechem. - wszystkiego najlepszego mała. - dodał i chwytając moją twarz w dłonie, wbił się w moje usta. Oplotłam ręce wokół jego szyi i wczułam się w ciepło jego warg. Usłyszeliśmy brawa i odrywając się od siebie, zauważyliśmy, że wszyscy śmieją się w naszą stronę. 

- dziękuję wam. Wszyscy jesteście cudowni. - zaczęłam, patrząc na wszystkich po kolei. 
- zaczynajmy imprezę! - Louis wyciągnął rękę ku górze i włączył muzykę. 
- ej, gdzie są te serowe koreczki? - usłyszałam i już wiedziałam kto zadał to pytanie. Jak się później okazało, moi rodzice szybko gdzieś się ulotnili, zostawiając mnie z przyjaciółmi. Usiadłam na huśtawce i pogrążyłam się w rozmowie z dziewczynami. Wcześniej czułam zmęczenie, jednak w tamtym momencie kompletnie o nim zapomniałam. Już dawno ni byłam tak szczęśliwa. Nie dość, że wyszłam ze szpitala, to mam jeszcze wszystkich przyjaciół pod ręką i mogę właśnie z nimi cieszyć się pierwszym dniem wolności. 

Zabawa się rozkręcała, wszyscy wspólnie tańczyliśmy, zajadaliśmy się smakołykami przyszykowanymi przez moją mamę. Graliśmy we wszystkie najdurniejsze gry, które wpadły nam do głowy i wylegiwaliśmy się na trawie, opowiadając sobie niewiarygodne historie. 

- czas na prezenty! - wykrzyknęła nagle Kate
- co? Ja nie chce żadnych prezentów! - rzuciłam, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ty masz w tej sprawie akurat najmniej do gadania - zaśmiała się Alice i podniosła się z trawy. Reszta zrobiła to samo. Jedynie Harry pozostał obok mnie. Dostałam mnóstwo mniejszych i większych pakuneczków. Od każdej z dziewczyn dostałam po książce, od Niall'a wielką tabliczkę chyba najdroższej i najlepszej czekolady, od Zayn'a czerwono białą bejsbolówkę, od Liam'a bukiet białych róż i mały pamiętnik, bym, jak on to ujął, mogła zapisywać najszczęśliwsze momenty w swoim życiu. Od Louis'a natomiast dostałam podobno własnoręcznie robiony tort marchewkowy. 

Dopiero, kiedy dostałam ostatni prezent, Harry podniósł się z trawy. Otrzepał się i podszedł do mnie wolnym krokiem. W jednej sekundzie wokół nas zrobiło się pusto i cicho. Chwycił mnie za dłonie i spojrzał głęboko w oczy. 

- długo zastanawiałem się co mogę ci podarować. - zaczął
- nie chce od ciebie niczego, prócz twojej bliskości. - wyszeptałam. Ukazał mi swoje piękne dołeczki i ścisnął delikatnie moje dłonie. 
- Alex, chciałbym ci coś powiedzieć. - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Zbliżył się tak, że nasze twarze dzieliły milimetry. Odetchnął i ułożył dłoń na moim policzku. - nie mam pojęcia czy słyszałaś kiedy to mówiłem. Byłem tchórzem, bo wyznałem to kiedy spałaś. Teraz jednak już niczego się nie wstydzę. - moje oczy powiększały się z każdym jego słowem. - Nigdy nie potrafiłem wyrażać swoich uczuć. Zawsze się tego bałem. Jednak ty nauczyłaś mnie, całkiem nieświadomie, że powinno się mówić to co się czuję. Alex, jesteś dla mnie wszystkim. Całym moim światem. Chciałbym dzielić z tobą te piękne i te smutne chwilę. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez mojego osobistego powietrza, którym jesteś właśnie ty. Odnalazłem miłość, kiedy odnalazłem ciebie. Pojawiłaś się w moim życiu jak bajka, chcę tej bajce dopisać szczęśliwe zakończenie. Chcę, byśmy je dopisali razem. Kocham cię Alex. Kocham najmocniej na świecie. - wyszeptał. Poczułam jak z moich oczu spływają łzy, jak moje serce wali tak mocno, jakby miało zaraz wyrwać się z piersi. Moje wnętrzności szalały, a ja zapomniałam kompletnie jak się mówi. 

- Harry, ja.. - wydukałam ledwo, przełykając ślinę. - myślałam, że.. ja też cię kocham. Najbardziej. - wyszeptałam. Uśmiechnął się szeroko i chwytając mnie za biodra, uniósł i obkręcił wokół siebie. Oplotłam ręce wokół jego szyi i wbiłam się w jego pełne wargi. 

Nigdy nie spodziewałam się takiego wyznania. Miałam nadzieję, że coś do mnie czuje, ale bałam się o tym myśleć. A teraz wszystko jest jasne i tak niesamowicie piękne.
Postawił mnie na ziemi i sięgnął do tylnej kieszeni. Chwilę potem, ukazał mi małe, czerwone pudełeczko. Uchylił je powoli, a moim oczom ukazał się prześliczny pierścionek. Na jego wewnętrznej stronie wygrawerowane były dwa słowa "My Everything". Poczułam jak moje serce rośnie. Hazza nachylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha swoim niskim, zachrypniętym głosem:

- jesteś dla mnie wszystkim. Pamiętaj.



-------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że ten rozdział jest taki kiepski. Obiecuję, że następny będzie lepszy!
buziaczki. ;*

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 13.

Stałem przy ścianie z opartym o nią czołem. Wciąż waliłem w nią dłońmi, a z moich oczu płynęły niekończące się strumienie łez.Przez całe moje życie nie przepłakałem tyle, ile w ciągu tamtych paru minut. Nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że to już koniec. Przecież to miał być dopiero początek. Początek naszego wspólnego życia. Początek prawdziwego, cholernego szczęścia!

- proszę pana? - usłyszałem za sobą głos jednego z lekarzy. Podniosłem głowę i przetarłem twarz. Kiedy się odwróciłem, mężczyźni wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem. - proszę się uspokoić. - uśmiechnął się nagle. Mam się uspokoić? w takiej sytuacji?! - nie dał mi pan dokończyć. - uniosłem brew, spoglądając to na jednego, to na drugiego mężczyznę.

- panna Alex żyje. Jest tylko w bardzo złym stanie. - rzucił drugi z nich. Mówił coś jeszcze, jednak ja już przestał rejestrować to co dzieje się wokół mnie. Wbiegłem do sali i od razu pognałem do łóżka dziewczyny. Leżała z zamkniętymi oczami, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała powoli. Zasnęła. Musiała być wykończona tym wszystkim co się wydarzyło. Przystawiłem krzesło i siadając, wciąż wpatrywałem się w jej twarz. Chwyciłem delikatnie wciąż bladą dłoń dziewczyny i nachyliłem się, całując jej zewnętrzną stronę.

- nigdy więcej mnie tak nie strasz. - wyszeptałem. 
- Harry? - usłyszałem nagle cichy szept. Uniosłem głowę, tym samym spotykając się z jej czekoladowymi oczami. - cześć. - rzuciła cicho i posłała mi swój piękny, nikły uśmiech. Ścisnąłem delikatnie jej małą dłoń i nachyliłem się nad jej czołem. Musnąłem je ustami i wróciłem do poprzedniej pozycji. 

- jak się czujesz? - spytałem.
- teraz już o wiele lepiej. Ale..dlaczego tu jesteś? Przecież masz na pewno jakieś..
- jestem tam gdzie powinienem być. - przerwałem jej i uśmiechnąłem się. Odwzajemniła gest i odetchnęła cicho.
- jak dobrze, że jesteś.. bałam się..- zaczęła szeptem.
- czego się bałaś? - zbliżyłem się do łóżka, wciąż nie puszczając jej dłoni. 
- bałam się, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Ani moich rodziców, ani dziewczyn.. - mówiła, a ja widziałem jak do jej oczu powoli napływają łzy. Podniosłem się, usiadłem na łóżku i ponownie nachyliłem nad jej twarzą. Ułożyłem dłoń na jej policzku i kciukiem, delikatnie muskałem jej policzek. 
- obiecałem ci, że nie będziesz przechodziła przez to beze mnie. Ja  dotrzymuję obietnic. - wyszeptałem i ucałowałem jej chłodny policzek. 
- dziękuję Hazza. Dziękuję i przepraszam. Ale może naprawdę nie powinniśmy się widywać. - zaczęła, kiedy usiadłem na krześle. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. - jesteś młodym chłopakiem, całe życie masz przed sobą. Nie marnuj go na taką jak ja. - przeszyła mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Czyli nie słyszała tego co jej mówiłem. Nie słyszała jak wyznaje jej miłość. Odetchnąłem subtelnie i uśmiechnąłem się. 


- jesteś głupia Alex. Nie jestem tu, bo muszę. Jestem bo tego chcę. Chcę cię wspierać i chcę cie chronić. - rzuciłem. Jej oczy powiększyły się i sekundę później, spłynęły z nich pojedyncze łzy. Wyciągnęła dłoń w moją stronę. Złapałem ją i po ucałowaniu jej wewnętrznej strony, ścisnąłem delikatnie. 

Przez bardzo długi czas siedzieliśmy w milczeniu. Jednak słowa były zbędne. Patrzyliśmy sobie w oczy i uśmiechaliśmy się. Z każdą minutą, jej skóra nabierała normalnych kolorów, a ja z każdą minutą upewniałem się, że ta dziewczyna jest najbardziej wyjątkową jaką do tej pory spotkałem. Nigdy nie pragnąłem nikogo tak bardzo. Nigdy również, dla nikogo, nie ukazywałem swojej głęboko skrywanej, czułej natury. Jednak ona była warta wszystkiego. Chciałem dać jej to czego zapragnie. Chciałem kochać ją najmocniej i być z nią bez końca. Chciałem sprawiać, by jej śliczny uśmiech nigdy nie znikał z jej twarzy. Jednak najbardziej pragnąłem, by wyzdrowiała. 

Dwie godziny później, w sali pojawili się rodzice Alex, dziewczyny i moi przyjaciele. Znów rumor, hałas, jednak najważniejsze było to, że Alex nie przestaje się uśmiechać. 

~*~

Kolejny miesiąc w szpitalu. Ten jednak miesiąc był inny niż wszystkie dotąd. Nie miałam żadnego ataku, z każdym dniem czułam się coraz lepiej. Lekarze stwierdzili w końcu, że jakimś cudem wyzdrowiałam. Nie całkowicie, ale jest ze mną coraz lepiej. Zlitowali się i pozwolili mi wrócić do domu. Ucieszyłam się, bo tak dawno nie widziałam swojego pokoju, tak dawno nie spałam we własnym łóżku. 

Siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w piękne, zielone drzewa. Uwielbiałam lato. Ciepły wiatr, smagający moją twarz. Przesiadywanie w parku z książką, długie spacery w ciepłą noc. 

- witam panią - usłyszałam niski głos mojego lekarza. Odwróciłam się z uśmiechem. - mam dla pani wypis. - rzucił wesoło i wręczył mi karteczkę. Spojrzałam na nią, wzrokiem szukając daty wypisu.
- o matko, panie doktorze! - krzyknęłam i zeskoczyłam z parapetu. - to najlepszy prezent jaki mogłam dostać. - zawiesiłam się na szyi zdziwionego, lecz uśmiechniętego lekarza. 
- miejmy nadzieję, że już pani do nas nie wróci. Choć wszyscy bardzo będziemy tęsknić. - zaśmiał się, kiedy w końcu się od niego odkleiłam. 
- ja również będę tęskniła. Dziękuję. 
- no dobrze, to do jutra. Muszę lecieć na obchód, a pani niech zaczyna się pakować. - zaśmiał się i machając mi, wyszedł z sali. 

Paręnaście minut później pojawiła się moja mama. Ucieszyła się z wiadomości o moim wyjściu, dokładnie tak jak ja. Skakałyśmy na środku sali i krzyczałyśmy z radości. Czasem mam wrażenie, że moja rodzicielka, zachowuje się jak młodsza siostra. Kiedy w końcu się ogarnęłyśmy, ustaliłyśmy plan na kolejny dzień.

- ale mamo, ja nie chce żadnych prezentów. - rzuciłam kiedy stanęła w drzwiach.
- tak się mówi słonko - uśmiechnęła się do mnie tajemniczo. - dobrze, ja jadę po walizkę, a ty się szykuj. - uśmiechnęła się do mnie i wyszła.

Odetchnęłam głośno i uchyliłam okno. Uwielbiałam kiedy ciepłe, letnie powietrze wpadało do mojej sali. Włączyłam muzykę i zaczęłam wolnymi ruchami składać wszystkie książki, których było naprawdę sporo. 

Nachylałam się właśnie nad ostatnią książką, kiedy usłyszałam szelest. Podniosłam głowę, a moim oczom ukazał się zdziwiony Harry. Uśmiechnęłam się, odrzuciłam trzymaną rzecz i podbiegłam do niego, wskakując mu na ręce. 

- ale powitanie - zaśmiał się, kiedy całowałam jego policzki - co się stało?
- w końcu mnie wypuszczają - rzuciłam radosnym głosem, wplatając palce w jego niesforne loki i bawiąc się nimi. Zacisnął ręce na moich biodrach i przyciągnął najbliżej jak tylko mógł.
 - nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę. - wyszeptał mi do ucha. Całe moje ciało przeszły ciarki, kiedy usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos. Chwilę potem zaczął powoli całować moją szyję, ruszając w stronę okna. 

Usadził mnie na parapecie i stanął pomiędzy moimi nogami. Ukazał swoje  urocze dołeczki, kiedy podnosił moją twarz dłońmi. Ucałował mnie w nos i odgarnął kosmyk włosów opadający na moje czoło. 

- kiedy dokładnie wychodzisz? - spytał, bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- jutro z rana. - uśmiechnęłam się. Uwielbiałam kiedy zajmuje się moimi włosami. Zawsze robił to z taką delikatnością. 
- fajnie się składa. - wyszczerzył się i usiadł obok mnie.
- dlaczego? 
- bo jutro moja mała dziewczynka będzie już stara. - zaśmiał się, na co pokazałam mu język. To prawda. Cieszyłam się dwa razy bardziej, bo zaznam wolności akurat w swoje dwudzieste urodziny. 
- dziwne, że pamiętasz. - stwierdziłam w końcu, układając głowę na ramieniu chłopaka.
- dlaczego to takie dziwne?
- bo powiedziałam ci o urodzinach tylko raz, w dodatku bardzo dawno temu. - on wzruszył jedynie ramionami i złapał mnie za rękę. Ucałował ją, po czym splatając nasze palce, ułożył ją sobie na udzie. Odetchnęłam i zmrużyłam oczy. Czyżby moje życie bardzo powoli stawało się normalne? W tamtym momencie czułam radość, błogość i miłość. Jak dobrze, że mam Go przy sobie.