Przez cały wywiad nie mogłem skupić się na niczym. Wciąż miałem w głowie słowa, która napisała Alex. Jej pożegnanie. A co jeśli coś jej się stało? Muszę to koniecznie sprawdzić! Kiedy tylko wywiad się skończył, wybiegłem ze studia jak poparzony. Chwyciłem za kluczyki do auta i olewając nawoływania przyjaciół, wybiegłem z budynku.
Nie mogłem skupić się na jeździe. Byłem przerażony tym co mogło się stać. Nie dopuszczałem jednak do siebie myśli o najgorszym. Kiedy zaparkowałem, wyskoczyłem z auta i pognałem do szpitala. Zanim wszedłem do sali, odetchnąłem głęboko. Uspokoiłem się na tyle, na ile było to możliwe i powoli otworzyłem drzwi. Przy łóżku Alex siedziała jej mama i trzymając ją za rękę, cicho łkała. Poczułem jak moje serce momentalnie staje.
Podszedłem powoli i spojrzałem na dziewczynę. Była całkowicie blada. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. Nawet kiedy zemdlała w moich ramionach, miała o wiele więcej kolorów na twarzy. Opadłem na krzesło i chwyciłem Alex za jej malutką, zimną dłoń. Na buzi miałam maskę tlenową, jej palce były lodowate, a ciało robiło się coraz bardziej sine.
- co się stało? - spytałem w końcu tak cicho, że sam ledwo siebie słyszałem.
- nie mam pojęcia. Lekarze mówią, że nagle przestała walczyć. Zemdlała, ale nie stara się wrócić.. - mówiła zapłakana kobieta.
- Alex.. - zwróciłem się do dziewczyny, ściskając delikatnie jej dłoń. Nie odrywałem wzroku od jej twarzy, wciąż mając nadzieję, że nagle otworzy oczy. Że znów ujrzę jej cudowne, brązowe ślepia. - dlaczego się ze mną pożegnałaś? Dlaczego nie walczysz? - mówiłem cicho, całując jej zimne ręce.
- ja.. chyba wiem dlaczego. - usłyszałem nagle głos jej matki. Spojrzałem na kobietę ze zdziwieniem. - Ona cię kocha. Kocha najmocniej na świecie. Dlatego właśnie zdecydowała, że nie chce być dla ciebie przeszkodą.
- jaką przeszkodą?
- ona uważa, że jeśli dałaby wam szansę, zmarnowałbyś swoje życie. Od zawsze bardziej martwiła się o innych.. - stwierdziła kobieta, ściskając dłoń dziewczyny - ale nigdy nie sądziłam, że zrezygnuje z własnego szczęścia dla kogoś innego.
- zmarnować życie przy tak cudownej dziewczynie? Gdyby tylko mnie słyszała.. - zacząłem, powracając wzrokiem na Alex. - powiedziałbym jej tyle rzeczy, których nie mówiłem.
~*~
Nie mam pojęcia ile czasu spędziłem w szpitalu. Mój telefon wciąż wibrował, jednak ja nie miałem ochoty na odbieranie. Mama Alex musiała wrócić do domu, ale ja postanowiłem przy niej zostać. Gładząc jej lodowate dłonie, opowiadałem jej o wszystkim. O koncertach, o wywiadach, o wygłupach chłopaków. Czasem nawet opowiadałem jej wymyślane na poczekaniu bajki. Dni mijały, a jej stan wcale się nie poprawiał. Lekarze bali się ją wybudzać. Wciąż jednak powtarzali, że wszystko będzie dobrze. Że to skutki choroby.
Nie wychodziłem ze szpitala. Nie chciałem. Bałem się, że jeśli ją zostawię, ona odejdzie. A ja nawet nie zdążę się z nią pożegnać. Może tylko raz, Liam'owi udało się zaciągnąć mnie do domu, bym się odświeżył. Kiedy przyjechałem z powrotem, zabrałem z domu wszystkie książki, które miałem. Codziennie siedziałem przy jej łóżku i czytałem. Wszystkie po kolei. Nigdy nie sądziłem, że potrafię płakać. Nigdy również nie sądziłem, że cokolwiek, a zwłaszcza książka, może mnie wzruszyć. Myliłem się jednak, bo z każdą kolejną, którą czytałem na głos, do moich oczu napływały łzy.
Czasem kładłem się obok Alex i układałem jej głowę na swoim torsie. Wciąż była zimna, a ja za wszelką cenę starałem się ją ogrzać. Przytulałem ją, całowałem, nakrywałem wszystkim co było pod ręką.
Przez ciągłe przesiadywanie w szpitalu zaniedbałem wszystko. Wszelkie kontakty towarzyskie, imprezy, na których tak często bywałem. Miałem to wszystko gdzieś. Najważniejsza była dla mnie obecność przy Alex. Przecież jej obiecałem. Obiecałem, że nie będzie przechodziła przez to sama.
- Alex.. powinienem powiedzieć ci to już dawno temu. Ale nie potrafiłem. Nigdy nie potrafiłem mówić o swoich uczuciach, czego bardzo żałuję. Chciałbym, byś wiedziała, że jesteś dla mnie wszystkim. Całym moim światem. Nie wiem dlaczego uważasz, że mogłabyś w jakikolwiek sposób zniszczyć mi życie. Przecież to ty nim jesteś. - uniosłem jej dłoń i ucałowałem jej zewnętrzną stronę. - Nigdy nie sądziłem, że to uczucie przyjdzie do mnie w tak krótkim czasie i tak bardzo zawładnie moim światem. Gdybyś tylo tego chciała, gdybyś potrzebowała, mógłbym rzucić wszystko i zostać przy tobie. Nie odstępować cię na krok. Alex, jesteś wyjątkową osobą. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Kogoś tak cholernie cierpiącego, ale cieszącego się życiem. Kogoś, kto martwi się innymi, nie zważając na siebie. Jesteś niesamowicie cudowną dziewczyną. Wiem, że może ci się wydać śmieszne, to co zaraz powiem, ale ja jestem tego pewny. Nigdy niczego nie byłem tak bardzo pewny. Alex, kocham cię. Kocham cię całym sercem i chciałbym pozostać przy tobie do końca świata. I jeden dzień dłużej. Bo odnalazłem siebie, kiedy odnalazłem ciebie.
Kiedy powiedziałem jej wszystko co przez tak długi czas miałem na myśli, miałem w sercu, poczułem jak wielki kamień spada mi z serca. Odetchnąłem i ponownie ucałowałem jej dłoń. I w tym właśnie momencie, aparatura do której była podłączona wydała z siebie dziwny pisk. Zdezorientowany podniosłem głowę i spojrzałem na ekran. W jednej chwili, w sali pojawiło się dwóch lekarzy i kilka pielęgniarek. Odciągnęli mnie od dziewczyny i dosłownie wyrzucili za drzwi.
- co jest! wpuśćcie mnie! co się tam dzieje! - krzyczałem, waląc w drewniane drzwi. Nie było żadnego odzewu. Słyszałem jak lekarze coś krzyczą, jak pielęgniarki krzątają się po całym pomieszczeniu.
Zacząłem chodzić w tą i z powrotem, raz na jakiś czas dobijając się do drzwi. Niestety, za żadnym razem nikt nie był łaskaw mi otworzyć, wytłumaczyć cokolwiek. Byłem wkurzony i cholernie przestraszony. Tak bardzo pragnąłem być teraz przy niej. Przytulić do serca i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Żeby tylko walczyła. Walczyła dla nas..
Nie mam pojęcia ile czasu trwała akcja ratunkowa, sam nie wiedziałem w sumie o co chodzi. Ściemniło się, a na zegarze wybiła godzina dwudziesta. W tym samym momencie z pokoju Alex wyszli lekarze. Podbiegłem do nich i zatarasowałem drogę.
- co z nią? co się stało? żyje? - pytałem, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Ich miny diametralnie zmieniły się na pełne współczucia i bólu. W końcu odezwał się jeden z nich.
- proszę pana.. - zaczął cichym, smutnym głosem, a ja już wiedziałem co to oznacza.
- nie! nieprawda! ona żyje! - krzyknąłem, uderzając pięściami o ścianę. Oparłem o nią czoło, a z moich oczu popłynęły strumienie łez.