środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 12.

Siedziałem właśnie w garderobie i wyciągałem telefon. Miałem wykręcić numer do Alex, kiedy dostałem wiadomość. Ucieszyłem się widząc, że to właśnie od niej. Jednak kiedy przeczytałem co napisała, moja mina i mój humor zmieniły się diametralnie. Dlaczego ona się ze mną żegna? dlaczego w taki sposób? Od razu zacząłem obwiniać samego siebie. Na pewno musiałem zrobić coś nie tak. Wstałem gwałtownie i nie patrząc na resztę, wyszedłem z pokoju. Wykręciłem numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Nie odbierała. Postanowiłem więc napisać. 

Przez cały wywiad nie mogłem skupić się na niczym. Wciąż miałem w głowie słowa, która napisała Alex. Jej pożegnanie. A co jeśli coś jej się stało? Muszę to koniecznie sprawdzić! Kiedy tylko wywiad się skończył, wybiegłem ze studia jak poparzony. Chwyciłem za kluczyki do auta i olewając nawoływania przyjaciół, wybiegłem z budynku. 

Nie mogłem skupić się na jeździe. Byłem przerażony tym co mogło się stać. Nie dopuszczałem jednak do siebie myśli o najgorszym. Kiedy zaparkowałem, wyskoczyłem z auta i pognałem do szpitala. Zanim wszedłem do sali, odetchnąłem głęboko. Uspokoiłem się na tyle, na ile było to możliwe i powoli otworzyłem drzwi. Przy łóżku Alex siedziała jej mama i trzymając ją za rękę, cicho łkała. Poczułem jak moje serce momentalnie staje. 

Podszedłem powoli i spojrzałem na dziewczynę. Była całkowicie blada. Jeszcze nigdy jej takiej nie widziałem. Nawet kiedy zemdlała w moich ramionach, miała o wiele więcej kolorów na twarzy. Opadłem na krzesło i chwyciłem Alex za jej malutką, zimną dłoń. Na buzi miałam maskę tlenową, jej palce były lodowate, a ciało robiło się coraz bardziej sine.

- co się stało? - spytałem w końcu tak cicho, że sam ledwo siebie słyszałem. 
- nie mam pojęcia. Lekarze mówią, że nagle przestała walczyć. Zemdlała, ale nie stara się wrócić.. - mówiła zapłakana kobieta.
- Alex.. - zwróciłem się do dziewczyny, ściskając delikatnie jej dłoń. Nie odrywałem wzroku od jej twarzy, wciąż mając nadzieję, że nagle otworzy oczy. Że znów ujrzę jej cudowne, brązowe ślepia. - dlaczego się ze mną pożegnałaś? Dlaczego nie walczysz? - mówiłem cicho, całując jej zimne ręce.

- ja.. chyba wiem dlaczego. - usłyszałem nagle głos jej matki. Spojrzałem na kobietę ze zdziwieniem. - Ona cię kocha. Kocha najmocniej na świecie. Dlatego właśnie zdecydowała, że nie chce być dla ciebie przeszkodą.
- jaką przeszkodą? 
- ona uważa, że jeśli dałaby wam szansę, zmarnowałbyś swoje życie. Od zawsze bardziej martwiła się o innych.. - stwierdziła kobieta, ściskając dłoń dziewczyny - ale nigdy nie sądziłam, że zrezygnuje z własnego szczęścia dla kogoś innego. 
- zmarnować życie przy tak cudownej dziewczynie? Gdyby tylko mnie słyszała.. - zacząłem, powracając wzrokiem na Alex. - powiedziałbym jej tyle rzeczy, których nie mówiłem. 

~*~

Nie mam pojęcia ile czasu spędziłem w szpitalu. Mój telefon wciąż wibrował, jednak ja nie miałem ochoty na odbieranie. Mama Alex musiała wrócić do domu, ale ja postanowiłem przy niej zostać. Gładząc jej lodowate dłonie, opowiadałem jej o wszystkim. O koncertach, o wywiadach, o wygłupach chłopaków. Czasem nawet opowiadałem jej wymyślane na poczekaniu bajki. Dni mijały, a jej stan wcale się nie poprawiał. Lekarze bali się ją wybudzać. Wciąż jednak powtarzali, że wszystko będzie dobrze. Że to skutki choroby. 

Nie wychodziłem ze szpitala. Nie chciałem. Bałem się, że jeśli ją zostawię, ona odejdzie. A ja nawet nie zdążę się z nią pożegnać. Może tylko raz, Liam'owi udało się zaciągnąć mnie do domu, bym się odświeżył. Kiedy przyjechałem z powrotem, zabrałem z domu wszystkie książki, które miałem. Codziennie siedziałem przy jej łóżku i czytałem. Wszystkie po kolei. Nigdy nie sądziłem, że potrafię płakać. Nigdy również nie sądziłem, że cokolwiek, a zwłaszcza książka, może mnie wzruszyć. Myliłem się jednak, bo z każdą kolejną, którą czytałem na głos, do moich oczu napływały łzy. 

Czasem kładłem się obok Alex i układałem jej głowę na swoim torsie. Wciąż była zimna, a ja za wszelką cenę starałem się ją ogrzać. Przytulałem ją, całowałem, nakrywałem wszystkim co było pod ręką. 

Przez ciągłe przesiadywanie w szpitalu zaniedbałem wszystko. Wszelkie kontakty towarzyskie, imprezy, na których tak często bywałem. Miałem to wszystko gdzieś. Najważniejsza była dla mnie obecność przy Alex. Przecież jej obiecałem. Obiecałem, że nie będzie przechodziła przez to sama. 




Pewnego wieczoru, kiedy siedziałem jak zawsze gładząc jej włosy i trzymając za rękę, poczułem, że nadeszła pora na wyznanie jej prawdy. Całej prawdy. Bo ileż można zwlekać? A co jeżeli to ostatni moment? Lekarze twierdzili, że ona słyszy wszystko co się do niej mówi. Postanowiłem zaryzykować. Odetchnąłem i przysunąłem się bliżej łóżka. Splotłem nasze palce i spojrzałem na jej piękną twarz.

- Alex.. powinienem powiedzieć ci to już dawno temu. Ale nie potrafiłem. Nigdy nie potrafiłem mówić o swoich uczuciach, czego bardzo żałuję. Chciałbym, byś wiedziała, że jesteś dla mnie wszystkim. Całym moim światem. Nie wiem dlaczego uważasz, że mogłabyś w jakikolwiek sposób zniszczyć mi życie. Przecież to ty nim jesteś. - uniosłem jej dłoń i ucałowałem jej zewnętrzną stronę. - Nigdy nie sądziłem, że to uczucie przyjdzie do mnie w tak krótkim czasie i tak bardzo zawładnie moim światem. Gdybyś tylo tego chciała, gdybyś potrzebowała, mógłbym rzucić wszystko i zostać przy tobie. Nie odstępować cię na krok. Alex, jesteś wyjątkową osobą. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Kogoś tak cholernie cierpiącego, ale cieszącego się życiem. Kogoś, kto martwi się innymi, nie zważając na siebie. Jesteś niesamowicie cudowną dziewczyną. Wiem, że może ci się wydać śmieszne, to co zaraz powiem, ale ja jestem tego pewny. Nigdy niczego nie byłem tak bardzo pewny. Alex, kocham cię. Kocham cię całym sercem i chciałbym pozostać przy tobie do końca świata. I jeden dzień dłużej. Bo odnalazłem siebie, kiedy odnalazłem ciebie.


Kiedy powiedziałem jej wszystko co przez tak długi czas miałem na myśli, miałem w sercu, poczułem jak wielki kamień spada mi z serca. Odetchnąłem i ponownie ucałowałem jej dłoń. I w tym właśnie momencie, aparatura do której była podłączona wydała z siebie dziwny pisk. Zdezorientowany podniosłem głowę i spojrzałem na ekran. W jednej chwili, w sali pojawiło się dwóch lekarzy i kilka pielęgniarek. Odciągnęli mnie od dziewczyny i dosłownie wyrzucili za drzwi.

- co jest! wpuśćcie mnie! co się tam dzieje! - krzyczałem, waląc w drewniane drzwi. Nie było żadnego odzewu. Słyszałem jak lekarze coś krzyczą, jak pielęgniarki krzątają się po całym pomieszczeniu. 

Zacząłem chodzić w tą i z powrotem, raz na jakiś czas dobijając się do drzwi. Niestety, za żadnym razem nikt nie był łaskaw mi otworzyć, wytłumaczyć cokolwiek. Byłem wkurzony i cholernie przestraszony. Tak bardzo pragnąłem być teraz przy niej. Przytulić do serca i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Żeby tylko walczyła. Walczyła dla nas..

Nie mam pojęcia ile czasu trwała akcja ratunkowa, sam nie wiedziałem w sumie o co chodzi. Ściemniło się, a na zegarze wybiła godzina dwudziesta. W tym samym momencie z pokoju Alex wyszli lekarze. Podbiegłem do nich i zatarasowałem drogę.

- co z nią? co się stało? żyje? - pytałem, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Ich miny diametralnie zmieniły się na pełne współczucia i bólu. W końcu odezwał się jeden z nich.
- proszę pana.. - zaczął cichym, smutnym głosem, a ja już wiedziałem co to oznacza.
- nie! nieprawda! ona żyje! - krzyknąłem, uderzając pięściami o ścianę. Oparłem o nią czoło, a z moich oczu popłynęły strumienie łez. 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 11.

Każdy dzień był piękniejszy od poprzedniego. Co rano budziłam się ze świetnym humorem, wiedząc, że za parę godzin będę mogła znów spojrzeć w najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Moje samopoczucie, a zdrowie fizyczne były jak niebo, a ziemia. Moja choroba postępowała, ja wyglądałam coraz gorzej. Nie przejmowałam się tym. Harry za każdym razem powtarzał, że wyglądam pięknie. 

Kiedy przychodził i zostawał do późnego wieczora, czekając aż usnę opowiadał mi bajki. Czasem udało mi się namówić go do zaśpiewania jednej z piosenek One Direction. Za każdym razem leżałam wtulona w jego tors i bawiąc się jego długimi palcami, wsłuchiwałam się w głos, który tak bardzo uwielbiałam. Brał moje dłonie i całował moje palce. Jeden po drugim. Każdy opuszek, moje nadgarstki. Za każdym razem przechodziły mnie niesamowite ciarki. A przecież powinnam się już przyzwyczaić do jego dotyku. 

Zapomniałam już nawet, że mieszkam w szpitalu. Kiedyś traktowałam badania jak przymus. Kiedyś czekałam spokojnie aż wszyscy stażyści mi się przyjrzą, aż lekarz skończy to co do niego należy. Teraz jednak nie potrafiłam wysiedzieć na nich spokojnie. Kręciłam się zniecierpliwiona, wiedząc, że w moim pokoju czeka już Harry. Za każdym razem miałam mu tak wiele do opowiedzenia. Mimo, że widzieliśmy się praktycznie codziennie, tematy do dyskusji nie kończyły się nigdy. Czasem, kiedy naprawdę nie mógł przyjść, siadałam na parapecie i trzymając książkę na kolanach, wyglądałam przez okno. Tęskniłam i to cholernie bardzo. Rozumiałam jednak, że ma mnóstwo obowiązków i nie może zrezygnować ze spełniania swoich marzeń tylko i wyłącznie dla mnie. 

Czytałam coraz więcej książek, gdzie opisana była miłość. Ta od pierwszego wejrzenia, ta rozpalona dopiero po latach, również ta, której początkiem była nienawiść. Wszystkie te historie były wyjątkowe i niesamowicie piękne. Coraz częściej zaczęłam sobie wyobrażać, że bohaterzy tych książek to my. Ja i mój Harry. Tak, zaczęłam tak o nim myśleć. Nie bałam się już swoich uczuć i nie bałam się nazywać go swoim. Parę razy zdarzyło mi się powiedzieć to przy samym Harry'm. Zawsze wtedy uśmiechał się szeroko i całował mnie w czoło. Uwielbiałam to. Kiedy brał mnie w swoje ramiona, przyciągał tak blisko, że mogłam poczuć każdy jego mięsień i całował mnie w czoło. Czułam się wtedy tak cholernie szczęśliwa, po prostu bezpieczna. 

Kiedy odwiedzał mnie tuż po występie w jakiejś telewizji, czy radiu opowiadał mi z pasją co się działo. Jakie wygłupy i żarty wymyślił Louis, jak bardzo zażenowany był Liam. Opowiadał ile razy Niall stwierdzał, że jest głodny lub jak często Zayn zrzędził, że źle wygląda. Za każdym razem nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Harry opowiadał wszystko z taką pasją, za każdym razem obficie gestykulując. 

Okazało się, że wszystkie moje przyjaciółki są równie szczęśliwe. Kiedy odwiedzali mnie wszyscy, czułam, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Rodziną, którą kocham najmocniej na świecie. Dziewczyny zdawały mi relacje z uczelni, a chłopcy w tym samym czasie bawili się całym szpitalnym sprzętem. Zupełnie jak mali chłopcy. Widziałam, że Harry stara się zachować pozory powagi. Jednak bardzo kiepsko mu to wychodziło. Zawsze zrobił coś co doprowadzało mnie do totalnej głupawki, udając zaraz potem, że nie wie o co chodzi. I właśnie wtedy uświadamiałam sobie jak bardzo go kocham. 


Mimo całego mojego szczęścia, choroba nie pozwalała o sobie zapomnieć. Czułam się coraz gorzej. Nie potrafiłam już samodzielnie chodzić. Byłam coraz chudsza i coraz mniej się sobie podobałam. Nie potrafiłam patrzeć w lustro. Za każdym razem czułam do siebie obrzydzenie. Nie potrafiłam również wyzbyć się wrażenia, że tak naprawdę to jestem dla Harry'ego zwykłą przeszkodzą w szczęśliwym życiu. 

Pewnego wieczoru siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w spacerujących po ulicy ludzi. W objęciach trzymałam Harolda i wtulałam w jego pluszową główkę swoją twarz. Zaciągałam się zapachem mojego Hazzy i oddychałam. Przychodziło mi to coraz trudniej. 
I wtedy właśnie doszłam do ważnych wniosków. Nie ma się co oszukiwać, przecież będzie ze mną coraz gorzej. Nie mogę pozwolić, by Harry zmarnował sobie przeze mnie życie. Mimo, że kochałam go całą sobą i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, musiałam z tym skończyć. Na samą myśl o stracie loczka, z moich oczu płynęły łzy. Ale przecież nie mogę być taka egoistyczna. To młody, przystojny i utalentowany chłopak. W swoim życiu spotka jeszcze nie jedną dziewczynę, zakocha się nie raz. Nie mogę go zatrzymywać. Pragnę przede wszystkim jego szczęścia. Jego nieznikającego uśmiechu i dobrego humoru. 

~*~

Siedziałam na łóżku i machałam nogami ze zdenerwowania, w ręku trzymając telefon. Co chwilę wpatrywałam się w ekran i nie mogłam zmusić się do napisania. Ale musiałam to zrobić. Musiałam się w końcu odważyć.

- weź się w garść Alex. Przecież to dla jego dobra.. - powtarzałam. 

W końcu zeskoczyłam z łózka i chwyciłam za szlafrok, w którym schowaną miałam paczkę papierosów. Nie powinnam palić, bo przecież w każdej chwili mogę zejść. Jednak zbytnio się tym nie przejmowałam. Wyszłam tylnym wyjściem z budynku szpitala i chowając się w zakamarku, odpaliłam papierosa. Po pierwszym buchu dostałam ataku kaszlu, jednak wprawiona, szybko go opanowałam. Odetchnęłam i po raz tysięczny tego dnia, spojrzałam na ekran telefonu. Odblokowałam go i ponownie wzięłam głęboki oddech. Drżącymi rękoma zaczęłam pisać wiadomość.

"Słońce, pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Cholernie się cieszę, że się poznaliśmy. Pamiętaj, że na zawsze pozostaniesz w moim sercu. Mam nadzieję, że ja pojawię się w Twoich myślach chociaż raz na jakiś czas. Życzę Ci jak najlepiej. Nigdy nie rezygnuj z marzeń i zawsze bądź sobą. Żegnaj Harry. Na zawsze."

Pisząc ostatnie słowa, z moich oczu zaczęły spływać łzy. A z każdą sekundą było ich coraz więcej. Odetchnęłam i wcisnęłam "wyślij". Teraz nie było już odwrotu. Bolało mnie to co musiałam zrobić. Bolało i to cholernie. Jednak nie miałam innego wyboru. 

- to dla jego dobra.. - wciąż powtarzałam, wracając wolnym krokiem do swojej sali. Kiedy położyłam się na łóżku i odchyliłam głowę, przed moimi oczami pojawiła się ciemność. 


środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 10.

"- to ja przepraszam. – usłyszałam jego zachrypnięty głos. Odwrócił moją twarz palcem i spojrzał mi głęboko w oczy. Znów poczułam jak przeszywa mnie wzrokiem, jak mnie rozbiera, dostając się do mojej duszy, do mojego serca. – Kocham cię.. – wyszeptał. "


Powoli otworzyłam powieki, czując jak okropny ból przeszywa moją głowę. Odwróciłam się. Obok mnie spał Harry, obejmując moją talię ramieniem. Uśmiechnęłam się pod nosem. Przypomniał mi się mój cudowny sen, w którym powiedział mi dwa najpiękniejsze słowa. Wiedziałam, że to niemożliwe, by stało się rzeczywistością. Ułożyłam dłoń na jego lekko roztrzepanych lokach. Zaczęłam bawić się pojedynczymi kosmykami jego włosów, kiedy poczułam jak chłopak delikatnie się porusza. W następnej chwili, poczułam jak przeszywa mnie swoimi zielonymi tęczówkami. 

- Alex. - wyszeptał, po czym ukazał swoje urocze dołeczki. 
- dzień dobry. - uśmiechnęłam się do niego.
- jak się czujesz? - spytał, ponosząc głowę i układając dłoń na moim policzku. - jesteś taka zimna.. - stwierdził, muskając moją skórę. Przysunął się bliżej i objął mnie szczelniej. 
- przepraszam cię. - rzuciłam po chwili, przypominając sobie co się tak właściwie stało. Czułam się tak cholernie głupio. Jak można zemdleć w ramionach chłopaka. Jak można stracić przytomność, całując się z kimś. Czułam zażenowanie. 
- nie masz za co. - uśmiechnął się. - to ja przepraszam. Przeze mnie stało się jak się stało. - mówił cicho, wciąż muskając moje policzki. 
- zrozumiem, jeśli nie będziesz więcej chciał mnie odwiedzać. - odwróciłam twarz, w stronę okna. 
- nie gadaj głupot. Tak szybko się ode mnie nie uwolnisz. - rzucił, podnosząc się do pozycji siedzącej. 

Patrzyłam na chłopaka, który poprawiał sobie włosy. Uśmiechnęłam się na widok jego ruchów głową. Nagle przypomniał mi się mój sen. Z początku bałam się o nim w ogóle wspominać, ale myśli nie dawały mi spokoju. Postanowiłam więc wypytać Harry'ego, o to co właściwie się stało. Pamiętam jedynie, że mnie całował, a później ujrzałam ciemność. A potem ten sen. Wciąż miałam nadzieję, że to jednak nie był tylko sen. 

- Harry? - rzuciłam.
- hm? - uniósł głowę, przerywając poprawianie włosów. 
- możesz mi powiedzieć co tak właściwie się wydarzyło? Ja kompletnie nic nie pamiętam. - podniosłam się, siadając na łóżku i zakładając włosy za ucho. Chłopak wziął głęboki oddech i spojrzał mi w oczy. 
- no więc.. - zaczął powoli, a ja widziałam, że chyba się czegoś obawia. 
- no? - posłałam mu zachęcający uśmiech.
- całowaliśmy się. Było tak cudownie. Ale nagle poczułem jak się osuwasz. Później okazało się, że zemdlałaś. Nie wiedziałem co się dzieje. - opowiedział na jednym wydechu. Westchnęłam i kiwając z niedowierzaniem głową, zwróciłam wzrok w stronę okna. 
- już dawno nie bałem się o nikogo tak bardzo. - szepnął, chwytając moją twarz w dłonie i odwracając ją tak, bym mogła spojrzeć w jego oczy. Zielone, niesamowite tęczówki chłopaka miały w sobie tajemniczy blask. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, ani wypowiedzieć choćby jednego słowa. 
- Alex? - usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos. Otrząsnęłam się z letargu, który wywołały jego zielone ślepia. Uniosłam brew i spojrzałam na niego pytająco. - powiesz mi co się z tobą tak właściwie dzieje? 

Wiedziałam, że ten dzień musi w końcu nadejść. Widziałam, że to pytanie męczy Harry'ego od samego początku. I wcale mu się nie dziwiłam. Nie wstydziłam się swojej choroby, nigdy. Przestałam się jej już nawet bać. Jednak teraz poczułam się totalnie bezradną i beznadziejną w obliczu Hazzy. Pragnęłam powiedzieć mu prawdę, jednak bałam się tego. Bałam się jego reakcji. Byłam chyba trochę egoistyczna. Nie chciałam bowiem tak szybko go stracić. Byłam pewna, że jeśli dowie się prawdy, na pewno przestanie mnie odwiedzać. I już nigdy nie będzie mi dane spojrzeć w jego piękne, zielone oczy. Nagle poczułam jak robi mi się gorąco. Wiedziałam co to znaczy, ale nie chciałam tak szybko dać się chorobie. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na chłopaka. Siedział z wyczekującą miną i nie spuszczał ze mnie wzroku. 

- na pewno chcesz wiedzieć? - spytałam.
- tak. - kiwnął głową i złapał mnie delikatnie za dłoń. Przyjemne ciarki przeszyły całe moje ciało. Poczułam w sobie odwagę. 
- mam raka mózgu. Złośliwego. - wypowiedziałam na jednym tchu. Chłopak siedział bez ruchu, nie odrywając ode mnie wzroku. Jego wargi lekko się rozchyliły. Nie powiedział ani słowa, nawet nie mrugnął.

 Nie mogąc wytrzymać tej przeraźliwej ciszy, w której słyszałam jedynie szybkie bicie swojego serca, wstałam z łózka. Poczułam jak z moich oczu spływają pojedyncze łzy. Podeszłam do okna i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Wyjrzałam przez okno, uspokajając oddech. Nie podobała mi się cisza, która zapanowała między nami, ale chyba bardziej obawiałam się jego słów. Byłam pewna, że albo powie coś, co złamie mi serce, albo wyjdzie bez słowa. Chyba wolałabym to drugie. 

Nagle poczułam na swoich biodrach jego ciepłe, duże dłonie. Ułożył głowę na moim ramieniu i objął mnie. Tak mały, mało znaczący gest sprawił, że moje serce urosło. Nie musiał nic mówić. To co zrobił było piękniejsze od jakichkolwiek słów. Nie przestraszył się. Nie skreślił mnie. Przynajmniej takie odnosiłam wrażenie, kiedy jego usta zaczęły błądzić po mojej szyi. 

- jesteś bardzo silna. - zaczął nagle. - wiedz, że możesz na mnie liczyć. Nie pozwolę byś przechodziła przez to beze mnie. - wyszeptał. Zacisnął ręce wokół mojej talii. Po chwili chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Podniósł ją do góry i ucałował ją delikatnie.


~*~

Po tamtym dniu, Harry zaczął odwiedzać mnie coraz częściej. Nawet kiedy miał w dzień mnóstwo pracy, pisał do mnie, kiedy znalazł choć sekundę czasu. Czasem przychodził późnym popołudniem lub wieczorem. Chciał spędzić ze mną chociaż godzinę, dopóki któraś z pielęgniarek go nie wyrzuci.

Również moje przyjaciółki zaczęły przyprowadzać w odwiedziny swoich nowych chłopaków. Nie mogłam nacieszyć się ich szczęściem. Nie mogłam również przestać się śmiać, za każdym razem kiedy odwiedzał mnie cały skład One Direction.

Dni mijały, a moja choroba postępowała. Coraz mniej mogłam skupić się na czytaniu. Nie mogłam skoncentrować się na niczym, dłużej niż przez dziesięć minut. Coraz częściej trudno było mi oddychać, a stracenie przytomności przynajmniej raz dziennie było normą. Fizycznie czułam się coraz gorzej. Jednak psychicznie było ze mną coraz lepiej. Byłam coraz szczęśliwsza. Harry mnie rozpieszczał swoimi częstymi wizytami, buziakami, swoją niepohamowaną czułością. Oczywiście, przy wszystkich udawał twardziela, który nie wie co to romantyzm. 

Chłopcy musieli coraz częściej siedzieć w studiu lub jeździć na jakieś występy. Rozumiałam i nie czułam się z tym źle. Przecież to normalna sprawa, że artyści mają na głowie tyle spraw. I tak byłam w szoku, że przychodzili do mnie tak często. Że w ogóle im się chciało. Zawsze przed Ich wywiadami albo występami,  włączałam laptopa i oglądałam show, które robili. Za każdym razem, tuż przed wystąpieniem dzwonił do mnie Harry. Wciąż powtarzał, że to przynosi mu szczęście, jeśli choć przez dwie minuty ze mną porozmawia. Cieszyłam się i zawsze go wspierałam. Poza tym był jeden mały szczegół. Ja po prostu uwielbiałam słyszeć jego głos. Cholernie bardzo się w nim zakochałam. Oczywiście w głosie. No dobrze, nie będę oszukiwała. I tak wszyscy się tego domyślali. Zakochałam się w Harrym, byłam w niego zapatrzona. Intrygował i rozśmieszał mnie za każdym razem, kiedy się widzieliśmy. Był wyjątkowym chłopakiem. Nie całkiem normalnym, ale wyjątkowym. Zakochałam się w jego zachowaniu, jego głosie i oczach. Ale najbardziej w jego ogromnym sercu. Nie miałam pojęcia czy on czuje to co ja, bo nigdy mi się nie zwierzał. Jednak po jego zachowaniu wnioskowałam, że może jednak mam szczęście i ten niesamowity loczek może coś do mnie czuć. 

"Później, gdy już stali się sobie niezbędni i ta przyjaźń, bez nazywania jej po imieniu, przeistaczała się powoli w coś pełnego czułości i intymności, zrozumiała, że tak było o wiele lepiej."


-------------------------------------------------------------------------------------------------------

no i powróciłam do Was! Mam nadzieję, że po tak długiej nieobecności (przynajmniej dla mnie długiej) nie wypadłam z wprawy pisania tego opowiadania. ;) Trzymam za siebie kciuki i zdaję się na Wasze opinie.
ps.: Zmieniłam wygląd głównej bohaterki więc zapraszam do spojrzenia. ;)
buziaczki.